Ostatni dzień: Jednak Pielgrzymi Miłosierdzia swoje pielgrzymowanie zawsze łączą z Głogowcem - miejscem urodzenia s. Faustyny. Gdy zaproszony przez Prezesa dotarłem tam dzisiaj o 12.3o (20-go lipca) Leszek, Roman i Marek siedzieli sobie w cieniu za domem rodzinnym Helenki Kowalskiej. Rozmowy o tegorocznych pielgrzymkach, plany - przymiarki na przyszły rok, radość z bycia razem, przyjazna atmosfera, obiad w Świnicach Warckich w ZALEWAJCE, za który nie pozwolili nam zapłacić... Niesamowita była życzliwość i gościnność właścicieli, w dodatku nawet JURĘ mieli. Przed 15-tą powrót do Głogowca gdzie Grupę uzupełnili o. Grzegorz z Andrzejem z Łodzi i miejscowy Włodek, związany od lat ze Wspólnotą. Koronka, msza św. dziękczynna, kawka z kawiarki i Pielgrzymka została uznana za dopełnioną.  Raz jeszcze BOGU NIECH BĘDĄ DZIĘKI i Wam czytającym ten tekst. Niech Miłość Nasza hojnie błogo+sławi na drogach świętości.

 

 

 

Dzień 12: O szóstej w drogę. Z modlitwą w sercu i na ustach, cały czas przez las. Gosia z Krzysztofem pakują obóz i o ósmej śniadanie. Dzień szybko mijał - z Eucharystią w centrum - by o 20.15 spotkać w Nattavaara by uśmiechnięte, radosne... pielgrzymki. Jak siedliśmy do kolacji i tradycyjnego "słodkiego" (oprócz naszych zasobów było ciasto rabarbarowe - palce lizać) okazało się, że zegar pokazuje 1.3o i trzeba spać. Raz jeszcze baaaaardzo baaaaardzo dziękujemy za towarzyszenie w pielgrzymowaniu. Wspólnymi siłami naznaczyliśmy znak krzyża na Szwecji za co Bogu, Naszej Miłości niech będą dzięki. Niech nam i tu mieszkającym da łaskę otwartych serc współpracujących z Jego wolą. I błogo+sławię z serca...

   

Dzień 11: Ruszyliśmy z Evą o 6.15, po 10 km wspólne śniadanie, po kolejnych 10 pełna wdzięczności za bycie Kościołem msza św. za kołem podbiegunowym + Agapa i następne 10 w większości po bardzo spokojnej drodze, kawa + owoce + słodkości (tych nigdy nie zabraknie) żeby po następnych 10 km. zjeść bigos wegetariański z poważną wkładką (palce lizać). I przed chwilą ostatnie 11 km + kąpiel + herbata (za chwilę) i szybko do spania bo jutro podobny program. Pięknie dziękujemy za wsparcie, pozdrawiamy serdecznie przed ostatnim etapem (54 km. do domu Evy - i już wiemy czego się tam spodziewać) i błogo+słwię w imię Miłości Naszej...

 

   

Dzień 10: Udało się nam z samego rana odprawić w spokoju (mniej komarów) mszę św. w dniu Ireneusza z Lyonu. Piękna trasa, smakowite jedzenie, wspaniała atmosfera i tak przeszło się 60 km. do super obozowiska z możliwością kąpieli w rzece (na szczęście nikt nie skorzystał) i rozpalenia ogniska. Jest plan wyruszenia o 6.oo ze względu na spory ruch na E10 (23 km.). Niech Miłość Nasza obficie błogo+sławi...

   

Dzień 9 (niedziela 27.06.): Najpierw dłuższe o pół godz. spanie jak przystało na dzień świąteczny. Po śniadaniu w pięknym jak zwykle miejscu ruszyliśmy w drogę. Pogoda akuratna, espresso na postojach, owoców nie brakuje, niedzielna czekolada i niespodzianka (lody)... A wszystko zmierzało ku Eucharystii w pięknej świątyni w Övertorneå z XVIII w. (żeby nie było przyjęła nas życzliwa pastorka). Później poszliśmy do oddalonej ok. 3 km. nowo zbudowanej kaplicy (replika kościoła, który w XVII w. zabrała powódź). Jako, że jest tam ikona MB Częstochowskiej zaśpiewaliśmy Naszej Mateczce Czarną Madonnę. Jeszcze kilka km. i nocleg z komarami bo jest ich coraz więcej i czas spać... Noc spokojną i śmierć szczęśliwą niech Wam da Bóg Wszechmogący: Ojciec i Syn + i Duch Święty. Amen (choćby dziś)...

   

 

Dzień 8: Dziś inaczej: po śniadaniu u Evy teleportowaliśmy się niezawodnym OPELKIEM do Haparandy. Tam na cmentarzu, w pięknej scenerii i pogodzie, przy protestanckim kościele odprawiliśmy mszę  św. i po rozmowie z miejscowym pastorem Niklasem (codziennie odmawia różaniec!) ruszyliśmy wzdłuż granicy z Finlandią w kierunku północnym. Komarów tu więcej niż od norweskiej strony i już się zastanawiamy jak sobie bez nich poradzimy w Polsce - chyba będzie potrzebna jakaś terapia. Radości nie brakuje, jedność się wzmacnia, Bóg błogosławi i prowadzi, a Wy dzielnie i ofiarnie nas wspieracie. Tak to można pielgrzymować. Błogo+sławię jeszcze z serca na piękniejszy bo niedzielny czas...

 

   

 

Dzień 7: Pozdrowienia - zakomarzone oczywiście - z domu Evy w Nattavaara by od radosnych, szczęśliwych, całych, zdrowych, najedzonych, wykąpanych... Pielgrzymów (nawet z sauny skorzystałem - można zazdrościć ale jakby co Eva zaprasza i udostępni). Dziś tylko 33 km z Eucharystią na dzień dobry, z opowiadaniem o lokalnych mrożącym krew w żyłach historiach na 1 postoju, sympatycznym deszczem po drodze, z ogniskiem i ekstra wiatą w obiad (wegetariański strogonoff z kaszą gryczaną i fasolką szparagową - mniam, mniam) po rodzinny, gościnny Dom Evy. Czekając na kolację piszę co nieco w imieniu całej Czwórki, pozdrawiamy, dziękujemy, polecamy się na kolejne dni (od jutra z Haparandy wzdłuż fińskiej granicy). Niech Miłość Nasza hojnie błogo+sławi wspierających nas i wszystkich innych... 

 

   

 

Dzień 6: Dziś uroczyście bo urodziny św. Jana Chrzciciela. Pełna radości i jedności msza św. etc, etc. Na bardziej ruchliwej dziś drodze - niespodzianka - brat Evy przyjechał 14 km na rowerze i nie tylko uradował nas swoją obecnością ale przywiózł świeże owoce i super ciastka. Radości, życzliwości, opowiadań nie było końca. Potem krótko przez Gallivare i na drogę wiodącą do Nattavaara by. Teraz super smaczna (nie pyszna) kolacja (z komarami oczywiście) i do spania bo jutro 33km i łosoś w domu Evy. Błogo+sławię ja a dziękujemy wszyscy... 

 

   

 

Dzień 5: Od 7.oo na nogach, Eucharystia, śniadanie kawa i w drogę. Czyli jak każdego dnia. I jak codziennie radośnie i pogodnie w kierunku głównej drogi E45. Zaopatrzeni w wodę dzięki życzliwości znajomego Evy mogliśmy zjeść kolację wypić do woli i użyć dużo wody do kąpieli. Piękne miejsce na nocleg tak, że nawet było ognisko z kiełbasami. Błogosławię + w Imię Miłości Naszej...

 

     

 

Dzień 4: Dla odmiany dziś wiało podczas mszy św., ale wbrew prognozom - nie było deszczu. Po swojskim śniadaniu ruszyliśmy na szlak pielgrzymi niosąc jak zawsze Ikonę Matki Bożej Bolesnej. Towarzyszy Pielgrzymom od samego początku pielgrzymki. Wypogodziło się, a wiatr czasami porywisty pomagał w drodze (nie ma to jak sutanna, która może służyć za żagiel). Nastroje bardzo radosne, jedzenie wyśmienite (dziękujemy), pogoda idealna (można pozazdrościć nam chłodu) i Bóg, który stale, dzięki Waszemu wsparciu, nam towarzyszy (komary tylko o tej porze czyli po 21.30 - chyba mają zegarki bo wieczór nie zapada). Jest 23.oo. Słońce świeci ale trzeba do spania więc póki co żegnamy się z życzliwością i błogo+sławieństwem...

 

   

 

Dzień 3: Po mszy św. przed drzwiami kościoła w lekkim deszczu ruszyliśmy z Gosią w drogę. Zaczęło padać i wiał mocny wiatr w oczy. Ale po ok. 4 godz. było już bez deszczu. W sumie przeszliśmy prawie 50 km. Nie chcieli nas za darmo przyjąć na kampingu więc założyliśmy obóz w pięknym miejscu. Jak wiadomo noc nas nie zastanie bo o każdej porze jest jasno. Piękny czas. Niech Miłość Nasza hojnie błogo+sławi...

 

  

 

Dzień 2: Gościnna Eva ze śniadaniem, podróż już w czwórkę do Ritsem, wyprawa w góry z mszą św., wyśmienita kolacja przy ognisku (obok kościoła luterańskiego zresztą) i bardzo, bardzo dobra atmosfera. Pielgrzymi, już w komplecie, pozdrawiają a ja dodatkowo błogo+sławię - ks. Ignacy...

  

  

Dzień 1: Szczęśliwie zjechaliśmy już z promu i pojechaliśmy do Sztokholmu. Po mszy św. i obiedzie u trzeciego pielgrzyma Krzysztofa ruszyliśmy do Nattavaara by (zostało na ten rok do przejścia 500 km.) aby z miejsca centralnego Krzyża Szwecji wyruszyć rano samochodem w kierunku Norwegii. Później już pieszo jak najbliżej norweskiej granicy, msza św. i ok. 280 km do przejścia pierwszego etapu...

Dziękujemy za wsparcie i polecamy się – ks. Ignacy z dwójką pielgrzymów

© 2014 Rzymskokatolicka parafia p.w. Śś. Stanisława i Bonifacego B.M.