----- ale poświęcone ------

 

Jesteśmy jak grzechotki

          Przystań nad Zalewem, zielona trawa, wybór od kajaków po jachty, kilka kotów oczekujących na ofiary z potraw jak ich przodkowie czczeni w starożytności. Pojawiają się ludzie. Po chwili wchodzą w te dekoracje  Edenu – błyszczą uśmiechy od miesięcy nie widziane w miejscach ich pracy, jest możliwość powrotu do Raju.

             Jednak po serii uśmiechów pojawi się ten w gorszym gatunku. Po kilku żartach podobnych do sentencji Seneki, zabrzmi ten niespodziewany, jak tren po rozumie, jak greps ministrów z restauracji „Sowa i Przyjaciele”. Dwadzieścia siedem minut spojrzeń łaskawych, lotnych jak deska surfera na fali i nagle dwie minuty tych ciężkich, mrocznych, może na żylaki u koleżanki, może na samochód na parkingu.

             Dlatego nie widzę innej drogi, niż wiara.

             Jesteśmy jak grzech-otki, którymi choćby nie wiem jak stukano, chcąc dowieść, że są z drewna, że mają uchwyt, że mają swą godność i autonomię, to jednak prędzej czy później okaże się, że są po prostu grzechotkami, wyrwie się z nich sypki, matowy dźwięk lokalnego dzwonu Zygmunta, wołający o pomoc do Nieba.

 Mundial, czyli gra o życiu

             Wieczorem plaża pustoszeje. Ci, którzy zostali, wyjmują tablety, smartfony, łączą się z Brazylią.

             Potem studio telewizyjne. I panowie z minami, jakby omawiali dopiero co wyemitowaną sztukę Szekspira. Złotousty pan Wołek, przystojny, wymowny Engel oraz dziennikarz-moderator o twarzy i nachyleniu głowy ...spowiednika, troskliwie wyjmujący z głów komentatorów klisze (karty pamięci), by ukazać całą prawdę... o czym?

             Za każdym razem, gdy to słyszę, to jakbym odbierał przekaz podprogowy. Te mecze, te dramaty pozornie są grą, sportem, to w gruncie rzeczy opowieść o naszym życiu, to samo co w literaturze, w reportażach, ale w innym tworzywie.

  -Na początku obie drużyny wyczuwają się, jest wzajemne blokowanie, potem jedna z nich już „ustawiła” drugą, więc mocniej atakuje. Suarez zaś ugryzł w ramię zawodnika Giorgio, został wykluczony z Mundialu, czym osłabił swoją drużynę. A w drużynie francuskiej jest lider Benzema, w brazylijskiej Neymar, w argentyńskiej Messi, bez nich nie byłoby tych drużyn. Drużyna musi być pewna, że tył ma spokojny, opanowany, dlatego tak ważny jest dobry bramkarz. Trenerzy specjalnie motywują piłkarzy zmęczonych Ligą Mistrzów i rozgrywkami swoich lig, wskazują, że Mundial to rzadkość, raz na 4 lata, nie to, co oni mają każdego roku. Po kilku mocnych faulach drużyny „A”, ci z drużyny „B” też kilka razy ostro sfaulowali, by tamci za dużo sobie nie pozwalali. A gdyby nie sędziowie, inny byłby obraz ćwierćfinałów – mylili się wiele razy.

             Te same reguły działają w naszej realności. Też na początkach (różnego rodzaju początkach) wyczuwamy się, potem jeden drugiego „ustawiamy”, owijamy w nić pajęczą, w życiu realnym też gryziemy, jak Suarez i fałszywie sądzimy oraz nas sądzą.

             Ten Mundial to opowieść o życiu. I nie dziwię się owym szekspirowskim minom komentatorów w studiu i ich uśmiechom Mona Lisy.

 Trafiony-zatopio..., zatopieni!

             Fale w makijażu błękitu nieba, nagi homo ludens lat 3 w nadmuchanym kółku gumowym buja się jak boja, piesek płynie pieskiem. Jednak nad wszystkim baczne spojrzenie rodziców, bo i w Raju od tysięcy lat, od  Adama,  można się utopić.

             W tygodniku na plaży posypane piaskiem zdjęcie profesora Chazana. To jego wybrano do „zatopienia”, do ostrzegawczej śmierci (najpierw do śmierci dziecka na żądanie matki, potem – do medialnej, tej w opinii publicznej) – jego, spośród kilku tysięcy lekarzy podpisanych pod Deklaracją Wiary. On uważa, że jako lekarz ma prawo nie zabić dziecka w łonie kobiety nawet na jej żądanie, na co pozwala klauzula sumienia oraz że przymus wskazania szpitala, który zabije dziecko, w równym stopniu łamałby jego sumienie jak nakaz fizycznego, skalpelem, morderstwa na życiu w łonie matki.

             Jednak minister Arłukowicz wybrał jego do „zatopienia”; przy moralnym a pewnie i urzędowym wsparciu ministra, NFZ nałożył grzywnę 70 tysięcy złotych na szpital, by ukarać wierność przysiędze poganina  Hipokratesa.

             Zawsze było w liczbie pojedynczej, że „trafiony-zatopiony”, tym razem mamy do czynienia z bombą rozpryskową, z perspektywą liczby mnogiej. Idzie znak od ministra – do innych. Macie podeptać prawo Boże, a jak nie, to czeka was los Chazana, będziecie trafieni-zatopieni.

             Katolicy i wszyscy inni ludzie dobrej woli, czekają nas trudne czasy Apokalipsy.

 Marek Parafialny  (4 VII 14)

 

© 2014 Rzymskokatolicka parafia p.w. Śś. Stanisława i Bonifacego B.M.