Rekolekcje odbywały się między 9 a 12 grudnia, prowadził je ksiądz Karol Wójciak. Oto co o nim wyczytałem na stronie z konkursem na proboszcza roku sprzed kilku lat:

Zorganizował parafialną Caritas, która przygotowuje paczki żywnościowe dla najuboższych i opiekuje się dziećmi, które przychodzą do świetlicy po lekcjach w szkole. Ks. proboszcz współpracuje z Towarzystwem Węgorzyńskim i angażuje się w coroczny otwarty festyn „Powitanie Lata". W parafii działa poradnia dla osób i rodzin zagrożonych chorobą alkoholową. Przy remoncie kościoła parafialnego zatrudnił bezrobotnych.

Przeczytałem o tym dopiero po rekolekcjach, ale nie tego typu świadectwa o księdzu były mi potrzebne, bo siedząc w pewnej odległości od ambonki i mając na nosie niestety okulary, nie widziałem prawie mimiki rekolekcjonisty, ale język ciała nie musiał być mi „klipem”, działającym niewerbalnie na równi z symboliką jego stuły czy ornatu, niosącą głębokie, teologiczne treści. Od pierwszych słów, już nawet czytanych na mszy św. przez księdza, poczułem, że mam do czynienia z kimś prowadzącym życie duchowe. To jest najważniejsze dla księży, zakonników, zakonnic, katechetów, niezbędne dla „zwykłych” świeckich. Nawet nie talent oratorski (choć nasz rekolekcjonista nie był go pozbawiony) czy piramida wiedzy teologicznej sięgająca nieba, lecz właśnie życie duchowe, relacja z samym Chrystusem.

Następujące po sobie nauki potwierdziły to, bo była w nich różnorodność, od przykładów cudownych objawień (Gietrzwałd), przez zalecany styl relacji z Bogiem (rady o. Dolindo) po konkretne porady moralne, jak zachęty do bycia siewcą pokoju w najbliższym otoczeniu.

Uważam, że w ogóle powinno być w kazaniach więcej odniesień, jak to się określa w teorii katechezy, egzystencjalnych. Jest nawet taki typ dzisiejszej katechezy: wyjście od sytuacji życiowej (egzystencjalnej), przejście z nią przez Słowo Boże, by dojść do Źródła, do samego Boga i relacji z Nim.

Aktualnie jako materia dla kazań wydają mi się ważne szczególnie problemy małżeńskie, różne rozmowy z małżonkami zwróciły na to moją uwagę, a także zasłyszane wyznania kobiet, niepokojąco otwartych np. w gronie żeńskim, do tego stopnia, że nie niepokoją się chwilową obecnością mężczyzny, przypadkowego świadka, jak ja. Przychodzi czas, gdy zaczynają się kryzysy, gdy np. mężowie poprzestają na – weźmy ten przykład - „technicznych” esemesach, nie dodając słów miłości, a żony zaczynają nagle widzieć ostro każdy, trzeba przyznać, typowo męski przejaw lekceważenia drobiazgów, zaczynają rozliczać ich z tego (a tego typu nadwrażliwość na szczegóły nigdy nie będzie domeną mężczyzn) – co bywa zawoalowanym wołaniem o czułość. Niesłychanie potrzebne jest wsparcie małżonków przez Kościół, ale oczywiście oni tego też muszą chcieć.

Ciekawe było świadectwo z życia księdza: bardzo był związany z miejscem długoletniej posługi proboszczowskiej i gdy usłyszał, że nagle ma wyznaczone przez biskupa 2 godziny do namysłu nad zgodą na opuszczenie ukochanej przez niego miejscowości, postanowił być wierny „metodzie” ojca Dolindo, rzucił się na głęboką wodę zaufania do Boga – zgodził się utracić jedno z nielicznych miejsc stabilizacji w swoim życiu, powędrował na nową placówkę.

 

Ps. Poniżej mamy linki do zapisanych na filmie nauk rekolekcyjnych (jest pewien pogłos, ale warto wsłuchać się jeszcze raz w kilka myśli rekolekcjonisty i może przypomnieć sobie, co się pojawiło przy słuchaniu tych słów w NASZYCH głowach)

Marek (12 XII 18)

© 2014 Rzymskokatolicka parafia p.w. Śś. Stanisława i Bonifacego B.M.