Często słyszę napomnienia księży i teologów, że wiara to nie ideologia, system wartości, zespół nakazów etycznych ani nie tradycja. Wiara to nawiązanie ścisłej osobistej i autentycznej relacji z Bogiem. 

Co to oznacza „osobista relacja z Bogiem”?

Jak tę relację tworzyć i utrzymywać?

  To bardzo trudne pytanie i nie znam na nie odpowiedzi. Jestem przekonana, że każdy kto chce poważnie i odpowiedzialnie traktować swoją wiarę i religijność poszukuje odpowiedzi na te pytania. Gdzie poszukiwać tych odpowiedzi? Czasami pomaga głęboka osobista refleksja, rozmowy z innymi ludźmi, rozmowa z kapłanem a często dobre i inspirujące lektury.

    Ostatnio przeczytałam książkę siostry benedyktynki Małgorzaty Borkowskiej pod tytułem „Po śladach Niewidzialnego”. Ta książka to garść refleksji wygłaszanych podczas dni skupienia i rekolekcji. Siostra jest autorką licznych prac naukowych, wielu tłumaczeń oraz kilku powieści. O ewangelizatorską posługę proszą siostrę Borkowską zarówno świeccy jak i duchowni. Rekolekcje przez nią głoszone cieszą się wielką popularnością. Mnie szczególnie zainteresowało to, co siostra mówi o osobistej relacji z Bogiem i modlitwie, modlitwie która w tej relacji odgrywa znaczącą rolę. Oto co mówi siostra Małgorzata Borkowska.

   Jeśli chcecie się modlić, zapomnijcie o teoretycznych dywagacjach i sztucznych problemach. Wartość modlitwy nie zależy od jej rodzaju a więc czy jest to modlitwa „ustna” czy „wewnętrzna”, tylko od tego czy jest ona próbą kontaktu z osobowym Bogiem. Wartość modlitwy nie zależy od tego czy wprowadza nas ona w uczucie entuzjazmu, czy wzruszenie do łez.

  W języku polskim mamy tę trudność, że „modlić się”  jest gramatycznie czasownikiem zwrotnym. Zwrot „modlić się” to jak „myć się”, „pokazać się” a więc jest to czynność zwrócona na samego siebie. W rzeczywistości modlitwa jest relacją międzyosobową i to skoncentrowaną na Kimś drugim. Inaczej, jest tylko kręceniem się wokół siebie samego.

W wypadku kiedy to jest modlitwa prośby, traktujemy Boga jak automat sprzedający czekoladę: nacisnąć guziczek i już mamy a jak nie mamy to się skarżymy na usterki.

A kiedy ma to być modlitwa dziękczynienia czy uwielbienia, to tak starannie przez cały czas sprawdzamy, czy przeżywamy ją należycie, że w końcu robi się z tego modlitwa do własnej modlitwy. W sumie do siebie.

   Wychodzi ktoś z kaplicy zadowolony, że tak ładnie się modlił, aż mu łzy popłynęły… To chyba do tych łez się modlił. O przeżycie mu chodziło, o duchową przyjemność. Do siebie się modlił. Są ludzie którzy się modlą dla zdobycia osobistej doskonałości i nazywają tę doskonałość „świętością”. Usiłują rozwinąć w sobie życie modlitwy mniej więcej tak, jak można próbować rozwinąć w sobie jakąś pożądaną cechę, na przykład krzepę fizyczną albo silną wolę. W takim wypadku „JA” jestem w centrum uwagi: moja korzyść, moje udoskonalenie, moje uspokojenie, moje zdrowie fizyczne albo duchowe, moja duchowa przyjemność. Ale to nie jest modlitwa; albo może i jest, ale znowu do samego siebie.

   Istotą prawdziwej modlitwy jest zwrot mojego „ja” do TY i to TY niewidzialnego. I nie chodzi o to, żeby coś osiągnąć, coś dla siebie uzyskać, niezależnie od tego, czy to miało by być ziemskie powodzenie czy też duchowe sukcesy; tylko odwrotnie: żeby się oddać. Do pełnej dyspozycji. Na przepadłe.

   Siostra Małgorzata prowokacyjnie pyta: „Co można przez modlitwę osiągnąć?“ Jej odpowiedź na to pytanie można streścić następująco: nic – celem modlitwy nie jest osiąganie czegokolwiek. Celem modlitwy jest Bóg i nasze staranie o wzrost miłości do Niego.

Przedstawiłam tylko kilka refleksji zawartych w książce siostry Małgorzaty Borkowskiej. Polecam książkę każdemu kogo interesuje co ta sędziwa benedyktynka mówi do zakonnic, księży, kleryków i do każdego z nas. Co mówi o wierze, duchowości i szukaniu Boga.

Barbara

Nasz adres: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

© 2014 Rzymskokatolicka parafia p.w. Śś. Stanisława i Bonifacego B.M.