„Wy zatem bądźcie doskonali, jak doskonałym jest wasz Ojciec w niebie”

(Mt 5,48)

W Jego imię przyszłam na świat wolna, i powrócę do Niego drogą wolności.

On? Siła przeogromna. Siła tworzenia. Mój wolny Bóg.

Urodziłam się Jego cząstką, Boską odrobinką – dzieckiem wolności, prawdy, miłości, radości i szczęścia. Świat odebrał mi to wszystko, witając mnie niewolą, kłamstwem, nienawiścią, smutkiem i cierpieniem.

Moje ziemskie życie dane jest mi właśnie na tym świecie, i właśnie pod tymi warunkami. 

* * *

Kocham każdą pogodę. Każdego dnia świeci słońce, tylko czasem go nie widać. Dlaczego więc mam narzekać, że na dworze brzydko, zimno, wietrznie  czy nieprzyjemnie? Jestem pewna, że to słońce jest, tylko przesłonięte chmurami ... ale jest, istnieje.

Tak samo jest z wiarą, z Bogiem. 

Wierzę w istnienie duszy, dla mnie oczu, którymi mogę Go ujrzeć. To tylko „zachmurzenia” światowego życia często przesłaniają mi Go, jak chmury słońce... Ale On jest. Istnieje i trwa. Przede wszystkim w nas.

* * *

Odpowiedzialność

„Bo nie odrzuci Pan ludu swego, a dziedzictwa swego nie opuści”

(Ps 94;14)

Otrzymaliśmy od Boga siebie. Otrzymaliśmy ziemię. Uczyniliśmy ją sobie poddaną? Nie! Wzięliśmy tylko na siebie odpowiedzialność za nią. Uczyniliśmy ją naszą niewolnicą, żądając od niej aby spełniała wszystkie nasze życzenia. Uwłaczamy jej przy tym na każdym kroku, spluwając na nią. 

Nie taki był zamysł Boży. Nie tę odpowiedzialność miał Bóg na myśli dając nam to wszystko, co nas otacza. To widzialne i niewidzialne; odczuwalne. Jakże często słyszy się: „...jestem odpowiedzialna/y za moich rodziców, za moje dzieci, za rodzeństwo, za pracowników ...” itd.

Bzdura. Gdybyś na serio wzięła lub wziął na siebie odpowiedzialność za samego siebie, jakże cudownym wzorcem byłbyś dla własnych dzieci, jakże harmonijnie przepływałoby Twoje życie z rodziną i współpracownikami lub podopiecznymi.

Odpowiedzialność jest tylko jedna. Jedyna. Każdy z nas odpowiada za samego siebie, za własne czyny, za własne postępowanie i życie na ziemi. Za każdy swój krok. Czyniąc go decydujemy o tym sami, i to nic, że mawiamy: Inni namówili mnie do poczynienia tegoż kroku; sytuacja mnie do tego zmusiła; to drudzy mieli wpływ na moją decyzję ... uśmiecham się, owszem, może i mieli wpływ taki czy inny na twoje decyzje, ale ten krok, ten ostateczny krok podejmujesz sam. Ty dokonałeś wyboru. 

Jeżeli w przypadku popełnienia błędu (sytuacja, z której jesteś niezadowolony i czujesz niepokój sumienia), zrzucasz winę na innych, na pogodę, na samochód, na politykę, itd. to jakże niewielkie jest twoje poczucie odpowiedzialności. Jakąkolwiek drogą nie wracałbyś do źródła przyczyny zaistniałej sytuacji, staniesz w tym samym punkcie wyjścia – to był twój krok, twoja decyzja.

Było nam tego za mało? Oj tak! Czerpiemy z ziemi, z wody, z wiatru, czerpiemy z innych. I ciągle mamy za mało. Idziemy do przodu, rozwijamy się, kształcimy wspierając tryby morderczej maszynerii, która nas w końcu zabije. Gdyby natura mogła mówić usłyszelibyśmy, że jesteśmy dla niej najgorszymi i największymi pasożytami. Właśnie tej świadomości nam brakuje.

Bóg wszystko zaplanował znając od początku konsekwencje własnego planu. Postawił na naszych drogach mnóstwo znaków, wcisnął nam w rękę prawo jazdy – 10 przykazań i dokumenty wehikułu życia – Pismo święte. Tak na boso wcale nas nie wypuścił. Wiedział jednak o tym, że pokrzyżujemy Jego plany, i to na naszą niekorzyść, i w prawie każdym względzie. Zaryzykował jednak, kochając nas do wieczności i od zawsze, dokonał cudu – pomnożył Swój oddech, Swoje bicie serca, rozerwał własną Duszę. 

Beata

Nasz adres: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

© 2014 Rzymskokatolicka parafia p.w. Śś. Stanisława i Bonifacego B.M.