Do Boga można zdążać różnymi drogami. O jednej z nich opowiem, zachęcając do przeczytania książki „Po co światu mnich?” Jest to zapis rozmów jakie z o. Michałem Zioło przeprowadzili Katarzyna Kolska i o. Roman Bielecki OP. Książka pokazuje zakonnika, który przeszedł już spory, często niełatwy odcinek drogi. Ukształtował go zakon dominikański, tu otrzymał święcenia kapłańskie.

             Przez wiele lat pracował w Poznaniu i Gdańsku w najróżniejszych środowiskach – jako duszpasterz akademicki, rekolekcjonista, opiekun bezdomnych, przyjaciel dzieci z rodzin dysfunkcyjnych. Mówiono o nim: to ojciec z charyzmą, tam gdzie się pojawiał wnosił światło Ducha i wiary. Porywał do działań nietypowych, niekonwencjonalnych, zarażał pomysłowością i witalnością. Uczył się od mistrzów: o. Jana Góry, o. Jacka Salija, o. Joachima Badeniego. Ludzie go kochali, dlatego tak trudno było im pogodzić się z decyzją o wstąpieniu do zakonu trapistów. Zakonu, który swoją siedzibę ma w Aiguebelle na południu Francji, a który słynie ze szczególnej surowości reguł tam obowiązujących. Modlitwa, praca fizyczna, milczenie i rezygnacja ze światowych uciech wyznaczają rytm klasztornego życia. 

Opowieść o. Michała odsłania przed nami tajemnicę życia braci, oddzielnych od zwyczajnego świata murami zabudowań klasztornych i ciszą bujnej natury. Oto fragment książki:

             Jaki jest sens bycia tutaj?

Ofiarowanie Panu Jezusowi tego, co ma się najdroższe.

             Czyli?

Siebie, swojej miłości. Przecież nie mam Mu nic innego do dania, czego On by nie miał. Mogę Mu więc jedynie dać swoją wolę, którą powierzę w jego ręce. W imię relacji z Bogiem rezygnuję z możliwości decydowania o sobie. Nie powiem na przykład: słuchajcie, zabieram was do świetnej restauracji niedaleko klasztoru, ja stawiam. Mogę was tylko przyjąć miodem do herbaty, który przysłano mi z Polski i ciastkami z supermaketu.

             Żeby tak mówić, trzeba mieć doświadczenie Boga. 

Nie mogę tego ukrywać. On jest żywy. Fascynuje mnie. Chce wejść ze mną w relację. Odzywa się i do czegoś mnie zaprasza, jest! Nie można powiedzieć, że ja sobie to wszystko      wymyśliłem. To jest spotkanie z żywą Osobą, której czasem zupełnie nie rozumiem, ale chcę Jej coś ofiarować. No, a co ja mam, czego On potrzebuje? Przecież On ma wszystko, ale potrzebuje jednego – mojej miłości. A potem mi to wszystko, całą tę moją marną miłość zwróci.

             Ale zwróci dopiero kiedyś, a dziś jest dziś i nie jest łatwo. 

No cóż, próbujemy to sobie jakoś poukładać i czasem gdy jesteśmy młodzi i wyszczekani, to opowiadamy w radiu czy telewizji zachwyconym redaktorom: niektórzy się żenią, mają dzieci a ja mam Chrystusa. I to jest jakoś prawdziwe, a zarazem wychodzi z człowieka nieopierzony kurczak, który na lewo i prawo rozpowiada, że się ożenił z Panem Jezusem. I że to jest to samo, co ożenić się z kobietą. Chciałoby się Mu powiedzieć: ej, stary, za pięć, sześć lat zobaczysz, że to nie jest to samo. 

             A co to jest?

Wypisanie czeku in blanco, w ciemno, który potem nieraz będzie się chciało wycofać i ofiarować innemu bogu. Po co? Żeby kształtować rzeczywistość według własnego uznania, jak plastelinę! 

             A gdyby się pokusić o zdefiniowanie waszej duchowości?

Chodzi o naśladowanie Chrystusa ubogiego, samotnego i mieszkającego ze swoimi apostołami. Tak się określali pierwsi bracia, mówili o sobie jako o wspólnocie apostolskiej. To kamień fundacyjny naszego życia.

             Ale przecież formalnie nie jesteście apostołami.

Jesteśmy jak apostołowie w tym sensie, że jesteśmy z Nim. On żyje wśród nas, a my pytamy Go, czego od nas wymaga i dokąd chce nas posłać. To droga za mistrzem. Duchowość opierająca się na byciu prostym, to znaczy takim, który próbuje zintegrować w sobie elementy ducha i serca, by nie klekotały jak rozkręcony mechanizm.

             Czy da się tak po prostu powiedzieć, po co światu mnich? 

Jeśli powiem, że po nic, to świat zaprotestuje, będzie dochodził, chociaż przez parę sekund, źródeł tej kokieterii. Kiedy powiem, że po coś, to świat będzie się domagał logicznych wyjaśnień.

             Zatem?

Trzeba zachować zdrowy dystans do wszelkich definicji, żeby nie być śmiesznym w wymądrzaniu się. 

W relacji ojca Michała uderza różnorodna stylistyka: patos połączony z humorem, subiektywizm z dystansem, sacrum z profanum. Ten sposób opowiadania sprawia, że książkę czyta się jednym tchem. Polecam.

Lidia

Nasz adres: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

© 2014 Rzymskokatolicka parafia p.w. Śś. Stanisława i Bonifacego B.M.