Może najpierw opowiem jak to było kiedy nikt nie wyobrażał sobie, że tu będzie kościół. 

Moja 5 osobowa rodzina, z ojcem Józefem i mamą Heleną zamieszkała tu, przy Siemiradzkiego 2 w 1966 roku. Miałem wtedy 4 lata i nie zdawałem sobie sprawy z tego, jaki to znaczący rok dla Chrześcijaństwa w naszej Ojczyźnie – 1000 letniej rocznicy Chrztu Polski i czas Ślubów Jasnogórskich, napisanych w czasie uwięzienia przez komunistyczne władze Prymasa Wyszyńskiego. Nie miałem też wtedy świadomości jak chrześcijańska wiara stanie się bardzo ważna w moim życiu.

Na ulicy Siemiradzkiego mieszkały wówczas tylko dwie polskie rodziny: Traczyków i Szczodrych, które wybudowały na ruinach niemieckich fundamentów nowe domy. Dookoła otaczały nas rodziny najwyższych oficerów radzieckich z Floty Bałtyckiej. Polskie rodziny mieszkały jednak na sąsiedzkiej ulicy Grottgera i dalej w kierunku Leśnej (obecnie Bursztynowa) i Granicznej. Na Siemiradzkiego mieszkał sam dowódca Flotylli z rodziną (dosłownie naprzeciwko ówczesnego placu zabaw a dzisiejszego kościoła). Zza odsłoniętego okna w dużym pokoju spozierało na nas łyse popiersie towarzysza Lenina. Oficerowie radzieccy (najczęściej z Regionu Kaliningradzkiego) przyjeżdżali do Świnoujścia na 4-5 letnie służby wraz z całymi rodzinami. W latach 70-tych byliśmy trochę dziwnymi sąsiadami. Pomimo oficjalnej polsko-radzieckiej przyjaźni dorośli nie przyznawali się zbytnio do swoich sąsiedzkich znajomości. Między dziećmi było prościej. W podwórkowych zabawach mieliśmy dosyć fajne i otwarte relacje. Ciągle mam w pamięci Saszę – syna wojskowego lekarza, który pracował w radzieckim szpitalu. Z Saszą często z pasją rywalizowaliśmy kapslami od butelek na asfaltowych trasach Wyścigu Pokoju wzdłuż Siemiradzkiego, wchodząc w rolę Szurkowskiego i Lichaczewa czy w grze w tzw. „ciupę”, która polegała na wybijaniu wojskowych guzików ołowianą rzutką. Teren na którym obecnie znajduje się kościół był naszym wspólnym placem zabaw. Było tam asfaltowe boisko do siatkówki i dwie „odjazdowe” huśtawki. Szczególnie jedna z nich była ekstremalna – ta pojedyncza, która obracała się o całe 360 stopni i mogła służyć młodym kandydatom na kosmonautów, przygotowującym się do lotu na Księżyc. O ile na kolejnych etapach Wyścigu Pokoju udawało mi się wielokrotnie wygrywać z Saszką to na huśtawce dla kosmonautów, on był bezapelacyjnie lepszy.

Rok 1980 – czas Solidarności i mojej matury gwałtownie pogorszył nasze międzysąsiedzkie polsko-radzieckie relacje. Rosjanie mieli wyraźny zakaz kontaktowania się z nami, bo wszędzie doszukiwali się wrogów socjalizmu i Związku Radzieckiego. Momentem szczytowym zamrożenia tych relacji było wprowadzenie Stanu Wojennego. Nie zapomnę atmosfery zimowego poranka 13 grudnia 1981 roku, kiedy na wprost okien naszego domu pojawił się skośnooki żołnierz, pilnie strzegący sąsiadów przed naszą – jak im się wydawało – ewentualną agresją. 3 osobowe radzieckie patrole w tej dzielnicy w okresie tzw. godziny policyjnej przypominały atmosferę czasu okupacji, którą dobrze pamiętali jeszcze moi rodzice.

Potem przyszły trudne lata osiemdziesiąte i rok 1989, a z nim zmiany bardzo znaczące dla naszej dzielnicy.

Co było później opowiem wkrótce.

Adam

Nasz adres: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

© 2014 Rzymskokatolicka parafia p.w. Śś. Stanisława i Bonifacego B.M.