Kiedy piszę te słowa, mam świeżo w pamięci przygotowania związane z organizacją uroczystości Najświętszego Ciała i Krwi Jezusa Chrystusa, czy krócej mówiąc: Bożego Ciała. Jak co roku, te przygotowania koncentrowały się wokół Eucharystii a następnie trasy procesji i lokalizacji czterech ołtarzy, przy których odbywają się przepisane rytuałem modlitwy i błogosławieństwa. Można powiedzieć: nic nowego, przecież co roku jest to samo… A jednak w tym roku, jakoś szczególnie dojmująca wydała mi się świadomość potencjału, który wciąż nieporuszony drzemie w naszej parafialnej wspólnocie, czekając na przebudzenie… Zastanawiam się dlaczego – mimo świeżo przeżytych kolejnych świąt Zmartwychwstania Jezusa Chrystusa, mimo świadomości działania Ducha Świętego w Kościele – wciąż nie potrafimy, a ściślej: ja nie potrafię, być radosnym świadkiem, który pragnie innym opowiedzieć o miłości Boga, o tym jak wiele zdziałał w moim życiu, jak mnie prowadzi i mimo mojej słabości wciąż mnie kocha? A On – Bóg chce być dla mnie nieustannie obecny nie tylko w tabernakulum w kościele, ale również w moim środowisku życia, w miejscu zamieszkania…

Dlaczego zatem tak trudno jest nam zdecydować się na zaproszenie Jezusa Chrystusa do naszego życia? Dlaczego wymawiamy się przed zaangażowaniem w budowę ołtarzy przy naszych domach, lub decydujemy się na to w ostateczności? A wreszcie, gdy już zdecydujemy się na lokalizację ołtarza przy swoim domu, dlaczego nie wykorzystujemy tej szansy, by wspólnie w kilka rodzin przygotować ołtarz na odwiedziny tak WAŻNEGO GOŚCIA. W tym miejscu sam biję się w piersi i pierwszy przyznaję, że najpierw długo czekałem, czy ktoś inny nie zgłosi się do budowy ołtarza (przecież nasza ulica jest dość długa i stoi tu wiele domów) a potem, gdy z braku chętnych ambicjonalnie sam podjąłem się jego budowy, nie znalazłem sposobu aby zaangażować sąsiadów? Ci, których prosiłem nie mieli czasu, inni być może nie chcieli się narzucać… Nie szukałem długo i postanowiłem, że sam też dam radę. W końcu nie był to mój pierwszy ołtarz, który przyszło mi budować. Poprzednie jednak tworzone były we wspólnocie, która teraz podzieliła się na zespoły odpowiedzialne za dwa kolejne ołtarze.

Przed egoistyczną samodzielnością uratowali nas Krysia i Piotr, którzy po przyjacielsku bardzo nam pomogli w przygotowaniach, mimo iż mieszkają w innym rejonie dzielnicy. Przy ich pomocy ołtarz powstał sprawnie i na czas. Byłem dumny z efektu naszej pracy do chwili, gdy Jezus Chrystus uroczyście niesiony przez kapłana w procesji eucharystycznej zatrzymał się przy naszym ołtarzu, pobłogosławił okoliczne domy i rodziny i… (mam takie wrażenie) ze smutkiem zapytał: sam to zrobiłeś? Odpowiedziałem: Panie, Ty wiesz. Nie sam… Ale nie tak jak Ty tego chciałeś… Nie potrafiłem zachęcić, pociągnąć… Zamyślony ruszyłem przed Jezusem do kolejnego ołtarza, budowanego przez równie niewielką jak nasza grupkę ludzi…

Obchodzona od dziesiątków lat uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Jezusa Chrystusa i procesja wiernych ulicami naszej parafii, z Panem Jezusem niesionym w monstrancji przez kapłana, już dawno przestała być wyrazem manifestacji poglądów i demonstracją za lub przeciw komuś czy czemuś. Ale czy jest wyrazem świadomej i żywej wiary w realną obecność Boga w naszym życiu? Czy jest dla mnie okazją do pokazania innym, jak ważnym w moim życiu jest Bóg?

BÓG JEST MIŁOŚCIĄ. A Miłość pragnie się dzielić, udzielać innym, być dla innych. Nade wszystko w tych codziennych, najprostszych, najzwyklejszych czynnościach i obowiązkach.

Sylwan

Nasz adres: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

 

© 2014 Rzymskokatolicka parafia p.w. Śś. Stanisława i Bonifacego B.M.