Włochy   6  16 kwietnia  2016 roku

                               Orvieto pełne cudów

            Do Orvieto prowadził nas Zbigniew Herbert a właściwie jego szkice literackie pod tytułem „Barbarzyńca w ogrodzie”. W jednym z rozdziałów pojawia się opis miasteczka, „którego uliczki są jak strumienie górskie, mają ostry nurt i otwierają nieprzewidziane perspektywy”; katedry i wina.

            Uwiedzeni literackim obrazem ruszyliśmy ulicami miasta. Po kilku minutach drogi wyłoniła się Ona, katedra, cud architektury i malarstwa. Nasze reakcje potwierdziły trafność odczuć poety. Wszystko się zgadzało, przed nami wyrosło piękno niewypowiedziane.

            Siadam naprzeciwko kolorowej fasady. Patrzę trwając w nabożnym milczeniu. Przedstawia ona sceny z życia Maryi oraz sceny ze Starego i Nowego Testamentu: stworzenie świata, dzieje proroków i Chrystusa oraz Sąd Ostateczny. Jednym słowem zamkniętą w kamieniu historię ludzkości. Podnoszę głowę, by zobaczyć scenę koronacji Najświętszej Marii Panny a także koronkową rozetę. Spoglądam niżej i podziwiam portale prowadzące do świątyni.

            Wchodzimy do środka. Wieje chłodem i powagą. Przyklękam przed Najświętszym Sakramentem i korporałem, znakiem cudu eucharystycznego. To przecież dla uczczenia cudu w pobliskiej Bolsenie w 1263 roku (podczas mszy w kościele św. Krystyny, z trzymanej przez księdza hostii na korporał i posadzkę popłynęła krew. Na pamiątkę tego wydarzenia rok później papież Urban IV ustanowił święto Bożego Ciała) i dla stworzenia godnej oprawy dla jego relikwii – kapłańskiego korporału – wybudowano katedrę. Zatapiam się w modlitwie. To zastygnięcie trwa dłuższą chwilę.

          A potem kaplica San Brizio. Freski trudne do opisania, ekspresyjna wizja Sądu Ostatecznego przeraża i zachwyca. Zachwyca tak bardzo, że Herbert odważnie stwierdza, iż to arcydzieło przewyższa freski w Kaplicy Sykstyńskiej. Pewnie tym spontanicznym wyznaniem naraził się niejednemu znawcy sztuki.

            Opuszczam katedrę pełna czci dla mistrzów minionych epok. I już ciekawa tego, co kryją wąskie zaułki i wnętrza lokalnych sklepów oferujących bogactwo pamiątek. Są tu wyroby ceramiczne, których proste, średniowieczne i etruskie wzory należą do najładniejszych w regionie. Czas nagli, schodzimy w dół. Ulice i ich bogactwo zaprzeczają przemijaniu. Kolorowa codzienność woła, by się w nią zanurzyć. A we mnie odzywa się jeszcze jedno pragnienie, by kupić wino o nazwie miasta i tak trudne do opisania, co wyznaje artysta.

            Zbliżamy się do kolejki górskiej. Zanim zjedziemy z góry obejrzymy jeszcze głęboką studnię. Niesiona siłą olśnienia zapominam o torbie z winem i cytrusami i z całą jej zawartością schodzę w otchłań studni. Kręte schody powodują niewielki zawrót głowy. Coraz dotkliwiej czuję ciężar zakupów i wątpliwość mądrości własnej. Tu z pomocą przychodzi „brat” Ryszard, który ciężar mojej nieroztropności bierze w swoje ręce. Okazał się prawdziwym rycerzem.

            Wracamy. Wspinanie się w górę jest jeszcze trudniejsze. Zakłócony, nierównomierny oddech utrudnia mówienie. A mimo to, urywanym głosem, wypowiadam słowa zachwytu nad urodą miejsca kryjącego w sobie cud minionych wieków orvietańską katedrę „która góruje nad miastem jak podniesiona ręka proroka”.

 

Lidia Kropska

 

Nasz adres: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

© 2014 Rzymskokatolicka parafia p.w. Śś. Stanisława i Bonifacego B.M.