Czytam w ulubionej kawiarni nad morzem otoczona lasem, z ujściem na zimową plażę i ukochany Bałtyk. Sięgam po ołówek by zaznaczyć to zdanie „Anioły dlatego latają, że lekce siebie ważą”. Odkładam książkę, próbuję przypomnieć sobie kiedy ostatni raz „zważyłam siebie lekko” ..., z dystansem i życzliwością. Jazzowy pomruk kolęd łagodnie wypełnia przestrzeń ukośnych ścian kawiarni, z lewej strony za oknem spokojnie i miarowo wybrzmiewają morskie fale a ja siedzę osłupiała ze wzrokiem zawieszonym na małym filcowym mikołaju - czy zawsze trzeba dojść do tego punktu kompletnej bezradności by Bogu powierzyć kontrolę? Czy nie byłoby łatwiej zawrzeć
z nim umowę od razu na pełną władzę w zarządzaniu moim życiem? Przecież nawet jeśli poświęcę godziny na misterne konstruowanie mojej drogi On i tak wie LEPIEJ.

Na kawiarnianej serwetce piszę znowu słowo BEZTROSKA. Proszę Boga by pokazał mi czym ona jest. Wiem, że kiedy pozwalam sobie na stan kompletnej bezsilności On mnie nigdy nie zostawia bez odpowiedzi.

Dzień później siedzę na plebanii z księdzem w rozbujanym fotelu. Buja się tak jakby nie istniało prawo grawitacji. Spadł ksiądz kiedyś? – pytam. Trzy razy w ostatnich dwóch latach – odpowiedział bez chwili namysłu. Ostatni raz mogłem temu zapobiec ale w decydującej sekundzie pomyślałem – a co mi tam ... Słysząc swój własny śmiech poczułam, że rozjaśnia się ciemność, w której byłam pogrążona. Rozmawiamy o ... beztrosce. Nie pierwszy raz przekonuję się, że odpowiedzi Boga na moje pytania są bardzo konkretne, nie wymagające dodatkowych interpretacji. Ksiądz proboszcz mówi, że ma beztroskę dziecka Bożego. Ja mu wierzę! Trzeba dziecięcej ufności i otwartości by zrezygnować z kontroli nawet w obliczu dachowania bujanego fotela – Bogu Chvala!

Moje kolejne dni w ukochanym mieście stają się jednym wielkim dziękczynieniem. Jeszcze wiele ważnych słów słyszę na kolejnych mszach świętych i spotkaniach na plebanii, przy, śmiem twierdzić, najlepszej kawie w mieście i doskonałym towarzystwie księży i parafian. Tymczasowo staję się częścią wspólnoty tego małego Kościoła. Osoby poznane w ciemnościach roratnich poranków przesyłają ciche uśmiechy na kolejnych mszach świętych. Z chęcią ogrzewam się w ich cieple i życzliwości. Na plebanii zawsze siadam tak, by widzieć obraz Jezusa Miłosiernego. Mam wrażenie, że lekko się uśmiecha widząc jak bardzo obezwładnił mnie swoją obecnością w tych ostatnich dniach.

Urim i Tummim dwa kamienie, czarny i biały, służyły starotestamentowym kapłanom do rozmowy z Bogiem. Pytając o Jego wolę w konkretnej sprawie sięgali po jeden z kamieni. Biały to TAK a czarny NIE? – pytam księdza Ignacego. Nie. Czarny to TAK a biały to LEPIEJ – odpowiada zadowolony. Bóg nas tak bardzo kocha, że pozwala nam chodzić własnymi drogami. Daje pełną wolność wyboru. Ale ma plan idealny jeśli nie wchodzimy Mu w drogę z własnym scenariuszem. A co jeśli Jego wola nie jest nawet podobna do moich planów na przyszłość?? Przyszłość ...! ha ha ha – słyszę śmiech księdza, który do tych słów całkiem serio słuchał moich wywodów... Bezsilność prowadzi do beztroski jeśli ją oddać w dobre ręce. 

Dziękuję Wam kochani Księża i Parafianie. Pokazaliście mi, że wewnętrzna radość dziecka Bożego nie musi być tylko ziemską tęsknotą, można ją realizować tu i teraz. 

Bogu Chvala!

Z pozdrowieniami - Małgorzata Józefa Podolecka

 

„Gdy człowiek tak bardzo wydobędzie się z siebie, że ma już odwagę być poczytanym za nic, dopiero wtedy jest wolność, wspaniałość i zwycięstwo – najtrudniejsze, bo nad samym sobą”

(Stefan Wyszyński)

 

 

Nasz adres: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

 

© 2014 Rzymskokatolicka parafia p.w. Śś. Stanisława i Bonifacego B.M.