Połączeni 28 sierpnia 1955 roku sakramentem małżeństwa przeżyli wspólnie niemal 63 lata. Cztery lata temu Tata przeszedł przez śmierć do Życia, a w ostatnich dniach Mama. Są znowu, ufamy mocno, razem.

Jesteśmy owocem Ich miłości, pragnącej dawać życie i wychowywać dzieci do szczęśliwej wieczności. Było nas żyjącego rodzeństwa ośmioro gdy latem 1977 roku przyjęli, jako Rodzina Zastępcza, jeszcze dwoje. Miłość serc otwartych na Boga i człowieka tworzyła atmosferę naszego Domu. Ich pełna poświęcenia praca zawodowa i w gospodarstwie zapewniła nam wykształcenie i korzystanie na równi z innymi z tego, co uznawali za konieczne do właściwego rozwoju. Jeździliśmy na kolonie i obozy, angażowaliśmy się społecznie i sportowo, mieliśmy mocne więzi z rodziną i sąsiadami…

Wszyscy, ochrzczeni wkrótce po urodzeniu, otrzymaliśmy świadectwo Ich więzi z Bogiem przez codzienną często wspólną modlitwę, systematyczne korzystanie z sakramentów, nabożeństwo dziewięciu pierwszych piątków miesiąca, kult Miłosierdzia Bożego, czytanie Pisma św. „do poduszki”, świętowanie niedzieli, pielęgnowanie katolickich tradycji… Wszyscy bracia służyliśmy do mszy św. i wyjeżdżaliśmy z księżmi w różne miejsca. To dzięki naszej Mamie czudecka młodzież zaczęła jeździć na OAZY, by w grupie rówieśniczej pogłębiać zażyłość z Bogiem. Sami także należeli do Oazy Rodzin. I żyjemy dziś w łasce uświęcającej, uczestniczymy, nie tylko w niedzielę we mszy św., włączamy się w życie naszych parafii, formujemy w mniejszych wspólnotach… I wiemy, co jest dobre a co złe.

Kiedy „wyfruwaliśmy” z Domu Rodzice towarzyszyli nam gorącą modlitwą. Kilka miesięcy przed odejściem z tego świata Tata powiedział, że największą radością jego życia jest to, iż wszystkie dzieci, wnuki i prawnuki są blisko Boga.

Co jeszcze – z mojego punktu widzenia – zabraliśmy ze sobą?

Przykład ofiarnego życia. Jeśli warto żyć, to nie dla siebie ale dla kogoś. Takie zwyczajne a zarazem niezwykłe, święte dawanie siebie, zapominanie o sobie, umniejszanie siebie. Powolne (bo codzienne i rozłożone w latach) tracenie swego życia po to, by inni żyli, rozwijali się. Przez pracę, modlitwę, pomoc, poświęcany czas, zatroskanie, życzliwość, dobre rady… Nigdy nie mówili: „nie chce mi się”, „daj mi święty spokój”, „nie mam dla ciebie czasu”…

    Wymaganie od siebie. Od dziecka byliśmy wdrażani w codzienne obowiązki i uczeni sumiennego ich wykonywania. Od wielu, wielu lat towarzyszy mi wdzięczność, że umiemy sprzątać, gotować, piec, prasować, doić krowy, kosić, pracować w polu, w grządkach… Sami byli nam przykładem pracy od świtu do nocy, powtarzając czasem: „Odpoczywać będziemy w niebie”. To także różne umartwienia, wyrzeczenia, posty, uczynki pokutne, dobre postanowienia…

    Pozytywny stosunek do życia. Rodziców naszych cechowała pogoda ducha. Biorąc pod uwagę trudne czasy, mimo gromadki dzieci, nigdy nie słyszałem narzekania, krytyki, biadolenia, czarnowidztwa… Bywały ciężkie dni, gdy brakowało nawet na jedzenie, ale nie psuło to rodzinnej atmosfery i wzajemnych relacji. Wręcz scalało nas jeszcze bardziej. Nikt tego głośno nie musiał mówić, ale obowiązywał „zakaz narzekania”. W jego miejsce było dużo wdzięczności za dobrodziejstwa, umiejętność cieszenia się drobnostkami, wzajemne obdarowywanie się tym, na co kogo było stać...

Nieustanny rozwój. Patrząc na naszą Mamę odkryłem, że człowiek został stworzony do rozwoju, że taka jest nasza natura i nie przestaniemy się nigdy rozwijać. „Konserwatywny” Tata był spokojnie i rzeczowo przekonywany przez bardziej „postępową” Mamę do pożytecznych nowości w każdej dziedzinie życia. I nas motywowali by się czymś rozwijającym interesować, pomnażać otrzymane dary, by mieć swoje hobby, pasje…

Zaufanie. Do Boga, który jest Miłością, który wie, czego potrzeba Jego dzieciom i troszczy się z prawdziwie ojcowską hojnością. Złóż swą troskę na Pana, a On sam będzie działał – uczono nas słowem i przykładem. Przeróżne nasze wyjścia, wyjazdy, akcje… nie spędzały im snu z oczu. Zamiast zamartwiać się powierzali nas Bogu wiedząc, że jesteśmy w najlepszych rękach.

Mógłbym tak pisać i pisać, ale niech te parę zdań wyrażających wdzięczność naszym Rodzicom, będzie zachętą, że naprawdę warto żyć pięknie. Żyć z Bogiem dla innych.

ks. Ignac

Babciu,

Gdy rosa poranna na liściach osiada

Gdy ptaszek głosem srebrzystym mnie budzi

Posłucham

Gdy pierwsze światło dotyka mych oczu

Tak wdzięcznie

Odnajdę Ciebie wśród kwiatów w ogrodzie

Tam jesteś

Tak wiele pytań do Ciebie wciąż jeszcze

Na zawsze w sercu zachowam Twój uśmiech

Te chwile

Pamiętam ciepło i miłość człowieka

Marzenia

Przy Tobie smutek nie istniał naprawdę

Się zmieniał

Ta wiara mocna, gorąca jest ze mną

Niezmienna

Spróbuje donieść ją w sobie do końca

Do Nieba

Babciu,

Twe oczy widziały to dobro ukryte

Twój uśmiech pocieszał a słowo

Dodało znów wiary w życie

Tak wiele wciąż nie wiem tak mało rozumiem

Wciąż dzisiaj

Niech Wiatr o poranku przyniesie do Ciebie

Zwój pytań

Babciu,

Gdy rosa poranna na liściach osiada

Gdy ptaszek głosem srebrzystym mnie budzi

Posłucham

Gdy pierwsze światło dotyka mych oczu

Tak wdzięcznie

Odnajdę Ciebie wśród kwiatów w ogrodzie

Tam jesteś

                                                                      Ania

nasz adres: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

© 2014 Rzymskokatolicka parafia p.w. Śś. Stanisława i Bonifacego B.M.